Produkujemy z troską o przyrodę, 
                  żywimy dbając o ludzkie zdrowie 

Chleba naszego powszedniego może nam zabraknąć

05-01-2011
Zapraszamy do zapoznania się z arcyciekawa analiza dotyczącą rolnictwo w Polsce i w Europie autorstwa euro deputowanego Janusza Wojciechowskiego (PiS). Parlamentarzysta ten jest znanym politykiem broniącym interesów polskiej wsi, entuzjastą upraw wolnych od GMO oraz doskonałym analitykiem sytuacji ekonomiczno-społeczno-politycznej.  



Chleba naszego powszedniego może nam zabraknąć

Janusz Wojciechowski
januszwojciechowski.blog.onet.pl

Jeśli europejska polityka wobec rolnictwa nie zmieni się na lepsze, może nam wkrótce zabraknąć chleba naszego powszedniego - jedynej rzeczy materialnej tego świata, o którą modlić się nauczył nas sam Jezus Chrystus.

Ludzi coraz więcej, ziemi pod uprawę coraz mniej.
Światowa Organizacja Wyżywienia i Rolnictwa FAO alarmuje, że do 2050 roku produkcja żywności na świecie musi się zwiększyć o 70 procent, bo inaczej ludzkości zajrzy w oczy widmo głodu. Prawdziwego głodu, wynikającego z braku żywności, bo obecny głód nie wynika z braku żywności, lecz ze złej, niesprawiedliwej dystrybucji.

Ludzi na świecie jest coraz więcej, ziemi pod uprawę coraz mniej, Metody intensyfikacji produkcji rolniczej nie są nieograniczone. To oznacza, że żywność stanie się w przyszłości towarem strategicznym, bardziej niż ropa (bo ropę można zastąpić energią atomową czy słoneczną, a chleba nie).I może nam zabraknąć chleba naszego powszedniego, jedynej rzeczy materialnej tego świata, o którą modlić się nauczył nas sam Pan Jezus Chrystus.

Rolnicy pytają - co z nami będzie?
Polscy rolnicy, z którymi ostatnio spotykałem się bardzo często na wielu spotkaniach w wyborczej kampanii samorządowej, zadają dramatyczne pytanie - co z nami będzie? Co z nami będzie, gdy sprzedać cokolwiek trudno, ceny marne, a koszty produkcji coraz większe? Niektórzy pytali wprost - męczyć się jeszcze, czy już szukać sobie innego zajęcia?
Odpowiadam im wtedy, że przyszłość wsi i rolnictwa zależy od decyzji politycznych, jakie zapadną w niedługim czasie. Zapadną one w Brukseli, ale i Warszawa będzie miała na nie wpływ, jeśli zechce. Na razie nie zechciała. Członkostwo w Unii Europejskiej sprawiło, że polskie los polskiego rolnictwa w ścisły sposób zależy od zapadających Brukseli decyzji dotyczących całego rolnictwa europejskiego. W zasadniczych sprawach, dotyczących rolnictwa polscy rolnicy jadą na jednym wózku z rolnikami innych krajów Unii. Polskie
rolnictwo jest bowiem częścią rolnictwa europejskiego.

A nad rolnictwem europejskim gromadzą się czarne chmury.
Lobby handlowe chce rolnictwo europejskie zlikwidować. Działa w Europie lobby, które chciałoby rolnictwo zlikwidować. To jest lobby przemysłowo-handlowe. Jaki ma w tym cel? A taki, żeby zarabiać krocie na handlu żywnością, sprowadzaną spoza Unii Europejskiej.
Unia Europejska to wielki rynek 500 milionów obywateli, którzy potrzebują nie tylko igrzysk, ale i chleba oraz innych produktów żywnościowych. Im mniej chleba wyprodukuje się w Europie, tym więcej trzeba go będzie sprowadzić ze świata. A na tym dopiero się zarabia!

Zabójcza reforma rynku cukru
To lobby odniosło już swój wielki sukces - przeprowadziło zabójczą dla rolników reformę rynku cukru. Pod pretekstem troski o konsumentów i obniżenia dla nich cen cukru, przeprowadzono operację zmniejszenia produkcji cukru w Unii Europejskiej z 18 do 12 milionów ton. Wielkie koncerny cukrowe wzięły z budżetu Unii ogromne pieniądze - po 700 euro za każdą tonę zlikwidowanej w Europie produkcji cukru. Zlikwidowano ponad setkę cukrowni, w tym wiele polskich, dziesiątki tysięcy gospodarstw zmuszono do zaprzestania uprawy buraków cukrowych. Tymczasem koncerny cukrowe wzięły pieniądze, przeniosły produkcję do Brazylii i zarabiają teraz ciężkie pieniądze na imporcie brazylijskiego cukru. Cena cukru w Europie nie zmalała tylko wzrosła. Lobby handlowe mnoży zyski z importu cukru do Europy.

Antyrolnicza polityka otwartego rynku

Pod dyktando lobby handlowego i przemysłowego prowadzona jest obecnie polityka handlowa Unii, która polega na znoszeniu wszelkich ograniczeń w imporcie towarów rolniczych spoza Unii i likwidowaniu premii eksportowych dla tych, którzy unijne produkty rolnicze eksportują. Rynek europejski staje się nieograniczenie dostępny dla produktów rolniczych z całego świata. Dzieje się tak w dodatku przy nieuczciwej konkurencji, dyskryminującej rolników europejskich, a dyskryminacja ta polega na tym, że europejscy
rolnicy muszą wypełnić wysokie standardy produkcyjne, na przykład dobrostanu zwierząt, skądinąd słuszne i pożądane, ale kosztowne, a tymczasem spoza Europy sprowadza się produkty zwierzęce z krajów, gdzie o dobrostanie nikt nie słyszał.. Ostatnio jest w Unii problem z zakazem chowu klatkowego kur niosek. Jest zakaz takiego chowu w Europie, ale nie ma zakazu sprowadzania pochodzących od kur w klatkach spoza Europy. Skończy się na tym, że w Unii produkcja jaj zacznie zanikać, a jeść będziemy jajka importowane spoza Europy. Ani ludziom, ani kurom nie będzie z tego powodu lepiej, ale lobby handlowemu
owszem tak.

GMO, czyli wielkie farmy zamiast gospodarstw rodzinnych
GMO- uprawy roślin genetycznie zmodyfikowanych to kolejny problem zagrażający rolnictwu w Europie. Na razie upraw GMO jest w Europie niewiele, około 100 tysięcy ha, głównie w Hiszpanii, ale jest silna presja, aby te uprawy rozprzestrzenić, także w Polsce. Jeśli do tego dojdzie, tradycyjne europejskie rolnictwo oparte na gospodarstwach rodzinnych będzie musiało ustąpić pola wielkim farmom na wzór amerykański, bowiem monokulturowe uprawy GMO wymagają tysięcy hektarów. To byłaby klęska rolnictwa europejskiego. Już
nie wspominam o zagrożeniu GMO dla zdrowia ludzi i dla środowiska naturalnego, bo to temat na osobne opowiadanie. Należy zatem czynić wszystko, aby się tej ekspansji GMO przeciwstawić. Są już na tym polu pewne sukcesy, w szczególności dopuszczenie przez Unię, aby każdy kraj członkowski mógł zakazać uprawy GMO na własnym terytorium..

Euroskąpstwo i euroegoizm
O przyszłości rolnictwa w Unii przesądzi debata budżetowa, która się właśnie rozpoczyna. Warunki wstępne są bardzo złe. Większość krajów Unii pogrążona jest w kryzysie ekonomicznym i myśli głównie o dopięciu własnych budżetów. Najbogatsze kraje, z Niemcami na czele, chcą zmniejszyć swoje wpłaty do unijnego budżetu, a to zagraża brakiem pieniędzy między innymi na wspólną politykę rolną. Jeśli unijne pieniądze na rolnictwo zostaną obcięte (a chce tego między innymi unijny komisarz do spraw budżetu Janusz Lewandowski, desygnowany do Brukseli przez rząd PO i niestety PSL) wtedy rolnictwo
europejskie czeka jeszcze większa zapaść. Prawda jest taka, że w debacie nad budżetem Unii zapanował euroegoizm. Kiedy dyskutowany był Traktat Lizboński wszyscy mieli pełne gęby frazesów o tym, jak to nam potrzeba więcej Europy, a gdy traktat juz jest i daje największym
krajom polityczna kontrolę nad Europą, gdy teraz przyszła kolej na dyskusję
o pieniądzach - euroentuzjazm znikł i każdy myśli tylko o sobie.

Światełko nadziei
Ale w tunelu zaczyna być widoczne światełko nadziei. Ludzie w Europie jednak rozumieją czym jest chleb i że rolnictwo wszystkim ludziom służy. Badania sondażowe wykazały, że zdecydowana większość ludzi w Europie popiera pomoc dla rolników i nie żałuj na tę pomoc pieniędzy. Zaczynają to również rozumieć politycy. W Europarlamencie zauważyłem, że w
ostatnich kilku latach podejście eurodeputowanych zmieniło się na lepsze. Ucichły głosy o potrzebie likwidacji Wspólnej Polityki Rolnej, coraz lepiej rozumiane jest to, że Europa powinna zachować własne silne rolnictwo, że trzeba ochraniać małe i średnie gospodarstwa rodzinne, które mogą produkować naturalną i zdrową żywność. W proponowanych dla nowej polityki rolnej priorytetach proponuje się trzy główne cele, jakim rolnictwo ma służyć. Po pierwsze – bezpieczeństwo żywnościowe, a więc żeby nie zabrakło chleba. Po drugie – ochrona środowiska, czyli popieranie rolnictwa naturalnego, prowadzonego w zgodzie z przyrodą. I po trzecie - równowaga terytorialna, czyli taka polityka wobec wsi, aby dało sie na niej żyć i aby ludzie nie musieli uciekać ze wsi do miast. Cele słuszne, ale czy będą pieniądze na ich realizację?

Wiele zależy od głosu Polski, którego na razie nie słychać
W walce o przyszłość rolnictwa w Europie wiele, bardzo wiele zależy od głosu Polski, którego dotychczas nie słychać. Polska jako najbardziej rolniczy kraj Unii, jako kraj mający największą w Unii liczbę czynnych zawodowo rolników, powinien stanowczo żądać silnej wspólnej polityki rolne. Polska powinna żądać wyrównania dopłat dla polskich rolników, żeby skończyła się dyskryminacja, bo w warunkach nierównych dopłat, jeśli polscy rolnicy będą nadal otrzymali dwa czy trzy razy niższe dopłaty niż Niemcy czy Holendrzy, wtedy polskie rolnictwo nie wytrzyma nierównej konkurencji wewnątrz Unii. Niestety tego polskiego głosu w Brukseli nie słychać. To znaczy słychać głos eurodeputowanych - tu jest dość dobra współpraca polskich europosłów i wstępne decyzje polityczne zapadające w Europarlamencie są dla polskich rolników korzystne - natomiast nie słychać prawie wcale głosu polskiego rządu. Owszem, próbuje się przebijać Minister Rolnictwa Marek Sawicki, ale
jego głos znaczy niewiele, potrzebny jest stanowczy głos polskiego prezydenta i premiera, którzy jednak w sprawach rolnictwa milczą. To milczenie nie jest złotem, wbrew temu, co mówi przysłowie. To milczenie przywódców państwa polskiego w sprawach przyszłości polskiej wsi oznacza wielkie zaniedbanie interesów rolników i całego polskiego społeczeństwa.

Jeśli zabraknie chleba, będziemy jeść ciastka?
Przyszłość wsi i rolnictwa to nie jest sprawa samych rolników. Rolników jest już coraz mniej, a jeść potrzebujemy tyle samo, a może i więcej. Jeśli nie zadbamy o wieś, chleba naszego powszedniego może zabraknąć dla nas wszystkich. Choć może beztroscy salonowi politycy odpowiedzą na to jak królowa francuska Maria Antonina Habsburżanka - jeśli zabraknie chleba, będziemy jeść ciastka...

 http://wiadomosci.onet.pl/blogi/blogi-politykow/chleba-naszego-powszedniego-moe-nam-zabrakn,5660403,419388812,blog.html

Nowości


Archiwum